piątek, 26 lutego 2016

Kossakowski. Pierwszy raz.

Wbrew tytułowi, nie jest to mój pierwszy raz. Mam za sobą kilka blogów, nawet kilka sukcesów, ale postanowiłam zacząć od nowa. W pewnym sensie moje życie zaczęło się od nowa, a to powoduje we mnie potrzebę zaczęcia czegoś nowego.

Tak więc po bardzo krótkim wstępie od razu przejdę do rzeczy i zamiast rozwodzić się nad tym, co to będzie za blog, zajmę się konkretem.

A tym konkretem będzie coś dla duszy. Książka, którą pochłonęłam, korzystając z większej niż dotychczas ilości wolnego czasu. Na granicy zmysłów

Zacznę od tego, że jestem chyba najbardziej na świecie zafiksowaną fanką Przemka Kossakowskiego. Nie tylko dlatego, że jest seksowny, przystojny i ma bardzo męską brodę, ale chyba przede wszystkim dlatego, że fascynują mnie niekonwencjonalne metody leczenia. Szósty zmysł znam niemal na pamięć. Więc można by przypuszczać, że książka mnie niczym nie zaskoczy, ale to byłoby błędne przypuszczenie. 

Książkę czyta się lekko, jest napisana trochę zadziornym językiem, jest w niej dużo emocji i szczerości. Bije z niej jakaś autentyczność, która może wynikać z tego, że to pierwsza książka jej autora? Jeżeli natomiast ktoś spodziewa się opisów niezwykle osobistych przeżyć, przemyśleń nienadających się do telewizji, może się trochę rozczarować. Ponieważ pomimo nieograniczonych możliwości, braku reżysera, producenta, mimo tego, że autor sam sobie wyznaczał reguły, wciąż trzyma dystans i pewne rzeczy zachowuje tylko dla siebie. 

To tylko kilka moich przemyśleń, subiektywnych. Ale żeby przekonać się jak zajebista jest książka Na granicy zmysłów, po prostu musicie po nią sięgnąć i przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz